Rozpoczynamy cykl felietonów dr Wojciecha Lizaka, historyka – pasjonaty, który przybliży nam kulisy wojennych i powojennych losów Szczecina. O ważnej roli jaką port szczeciński odegrał na kartach historii i o tym, że dzięki portowi Szczecin jest Polski przeczytacie poniżej. Zapraszamy do lektury.
26 kwietnia to ważna data z punktu widzenia polskiego Szczecina. Bo tego dnia w 1945 roku wojska sowieckie weszły do miasta. Dokładnie jego części lewobrzeżnej, którą zajęły w zasadzie bez jednego wystrzału.
Schwede-Coburg (W latach 1934-1945 gauleiter Pomorza i naczelny prezydent prowincji zachodniopomorskiej, w latach 1939–1945 komisarz obrony Rzeszy na Pomorzu – dop. P-M.pl) wyjątkowy bandyta, nawet wśród reszty gauleiterów, zamiast bronić do ostatka Festung Stettin, dał zwyczajnie drapaka aż za Łabę. Liczył, że alianci zachodni nie poznają jego zbrodni jeszcze z Coburga i eugenicznego ludobójstwa, które inicjował w Stettinie na niepełnosprawnych psychicznie i fizycznie. Za nim ruszyli jego akolici, urzędnicy, oddziały wojskowe i cywile. W dniach poprzedzających 26. IV. 1945 dzisiejsza ulica Wojska Polskiego była zatłoczona bez reszty. Samochody wojskowe i cywilne, wozy konne, wózeczki dziecinne, rowery przeciskające się przez tłum. Taki to był obraz niemieckich ostatków w Szczecinie.
Wojska sowieckie po prostu weszły. W samym mieście przerażająca pustka i cisza. Zostało w nim około 6 tys. ludzi. Więcej robotników przymusowych: Polaków, Jugosłowian, Francuzów niż Niemców.
Co innego działo się wcześniej na prawym brzegu. Ciężkie walki w Puszczy Bukowej, forsowanie Odry i kanałów skutkowały stosem zabitych Sowietów i obrońców. Gdy już przebili się Sowieci do prawego brzegu Odry, to na lewym panoramy miasta nie widzieli. Co najwyżej dachy i wieże, bo Niemcy postawili wielki płot mający ochraniać przed ostrzałem.
Tak więc z punktu widzenia militarnego lewobrzeżnego Szczecina Sowieci nie zdobyli, a zajęli. I tak powinno się mówić o 26 kwietnia: jako rocznicy zajęcia Szczecina przez Sowietów.
Nieporozumieniem jest też mówienie o wyzwoleniu Szczecina w ogóle. W języku polskim słowo to oznacza uwolnić od ucisku, przywrócić niezależność, przywrócić swobodę.
Logicznie więc 26 kwietnia to data wyzwolenia Szczecina od Niemców. Co tak de facto się stało pominąwszy tych nielicznych, którzy nie uciekli. Nie można też mówić o wyzwoleniu Stettinerów od nazizmu, jak to robi ostatnio Angela Merkel opowiadając, że Sowieci i alianci zachodni wyzwolili Niemców od nazistów. W Stettinie trudno było odróżnić Niemca od nazisty bo miasto kipiało od narodowo-socjalistycznych emocji.
Retoryka „wyzwolenia” obowiązywała w słusznie minionym PRL. Głoszono wówczas, że miasto zostało wyzwolone od niemczyzny, żeby umożliwić jego repolonizację, że „byliśmy jesteśmy i będziemy”, a niesprawiedliwość historii naprawiała Armia Sowiecka, za co jej i Związkowi Sowieckiemu winniśmy być jako Polacy wdzięczni po kres dni.
Pogrobowcy Peerelu, również w mutacji intelektualnej, nadal „wyzwalają” Szczecin. W skrytości ducha też pewnie żałują, że nie mogą głośno manifestować wyrazów wdzięczności Związkowi Sowieckiemu, patronowi polskich komunistów.
26 kwietnia 1945 był naprawdę ważną datą. Najważniejszą przed 5 lipca 1945. W okolicach 26. IV. 1945 zaczęło się mówić, że Szczecin może stać się polski. Wcześniej pisał o tym w 1940 roku „Szaniec”, ale to było marzenie narodowców pozbawione wtedy i później możliwości sprawczych. Teraz siła się pojawiła. Był nią sam Stalin. W lutym 1945 roku w Jałcie ustalono, że granica Polski będzie biegła wzdłuż prawego brzegu Odry i Nysy. O żadnym wyjściu na lewy brzeg nie było mowy. W Polsce przyjęto to jako pewnik, a dowodem są mapy i plakaty drukowane do początków lipca 1945, które obejmują granicą Polski Dąbie, a dalej ta granica idzie prawym brzegiem Zalewu pozostawiając poza granicami Polski Wolin, a tym bardziej Uznam. Zatem o polskim Świnoujściu też nie było mowy. Niedowiarków zapraszam do sal swojego muzeum, gdzie można je oglądać.
Komuniści polscy zawsze karni w wykonywaniu poleceń Stalina dostali rozkaz: wykonać! O ten kawałek Polski nigdy nie prosili, tak jak zresztą o pozostałe tzw. Ziemie Odzyskane. To była geopolityczna koncepcja Stalina. Inna rzecz, że pokrywająca się z dorobkiem polskiej myśli zachodniej piszącej już po upadku powstania styczniowego o powrocie na „ziemie macierzyste”.
Pomysł polskiego Szczecina i Świnoujścia nie był uzgodniony z aliantami zachodnimi, co więcej – był im wbrew.
Między Jałtą a Poczdamem Stalin żywił ogromną niepewność już nie co do klęski Niemiec, a ich powojennych losów. Nie wiedział jak będzie wyglądać okupacyjna administracja. W Jałcie stawiano tę kwestię bardzo mgliście. Wiadomo było, że będą strefy okupacyjne, że będą nimi zarządzać poszczególni zwycięzcy. Nie sprecyzowano, w jaki sposób i przy pomocy jakich kompetencji. Wariant którego bał się Stalin był mniej więcej taki, że jego administracja w jego części Niemiec będzie zintegrowana z Międzysojuszniczą Radą Kontroli, czyli całkowicie jej podporządkowana, jako organ wykonawczy. Z tej racji mogła ona być wszędzie i kontrolować o każdej porze dnia i nocy. W tym super urzędzie alianckim stosunek sił miał być 3 do 1 na niekorzyść Stalina.
A zbliżał się czas najważniejszy: wystawienie rachunku Niemcom za wojnę. Dotychczas konfiskowano pokonanemu uzbrojenie, a reparacje wybierano w produkcji przemysłowej, żywności i gotówce. W skrajnych przypadkach kontrybucja spływałyby latami. Przy olbrzymich zniszczeniach w Związku Sowieckim Stalin nie mógł „czekać na deszcz” inwestycyjnych pieniędzy, na co mogli pozwolić sobie zachodni alianci. Co więcej, oni woleli gotowiznę, tak jak po I Wojnie Światowej. W ich interesie nie leżał demontaż przemysłu niemieckiego, bo to osłabiało możliwości spłaty kontrybucji przez Niemcy.
Stalin bał się, że będą mu patrzeć na ręce. Dlatego musiał wyjąć spod kontroli aliantów miejsce gdzie będzie składowana i wywożona zdobycz wojenna. Port w Szczecinie nadawał się jak najbardziej. Był idealnie skomunikowany kanałami z całymi wschodnimi Niemcami.
A jak się port przekaże Polakom, formalnie niezależnym i niby sojusznikom, to nic do nich nie będzie miała jakakolwiek Międzysojusznicza Rada Kontroli – tak koncypował Stalin.
Nie było tak, że Szczecin stał się polski z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nic bardziej mylnego. To port wniósł do Polski inwentarz jakim był Szczecin.
I już ostatnia refleksja. Przynależność Szczecina została rozstrzygnięta w mało precyzyjnym porządku po Jałcie. A przed Poczdamem. Podczas tamtych obrad stawiano kropkę nad „i”.