Z chwilą odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 roku jedną z dziedzin wymagających uporządkowania stała się gospodarka wodna. Odrodzone państwo posiadało wówczas wielkie rzeki łączące kraj z Morzem Bałtyckim i Morzem Czarnym, gęstą sieć hydrograficzną, czy rozległe kompleksy mokradeł, jednak w parze z możliwościami szły duże wyzwania i trudności. Polscy hydrolodzy niezwykle krytycznie podchodzili do ówczesnej sytuacji, wykazując się dużą kreatywnością w poszukiwaniu rozwiązań, które z czasem doczekały się uznania i realizacji. Swoje przemyślenia publikowali w czasopiśmie „Gospodarka Wodna” – pierwszym polskim, branżowym tytule traktującym o wodnych sprawach i prowadzonym przez specjalistów z tej dziedziny. Dzięki lekturze pisma, wydawanego od 1935 roku, możemy zobaczyć jak zmieniało się podejście do gospodarki wodnej w naszym kraju – na przestrzeni wieków, do czasów współczesnych.
Odzyskanie niepodległości tchnęło w Polaków wielki entuzjazm – również wśród naszych wodniaków, którzy liczyli na to że wraz z odzyskaniem wolności zostaną zrealizowane wielkie plany odrodzonego państwa. Nadzieje rozbudził sam dekret Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego z 16 stycznia 1919 roku, powołujący do życia Ministerstwo Robót Publicznych, do którego zadań należała również realizacja działań z zakresu gospodarki wodnej. Niepodległa Polska mogła poszczycić się też wybitną kadrą hydrologów i hydrotechników, m.in. profesorem Gabrielem Narutowiczem, który aktywnie włączył się w odbudowę krajowej gospodarki wodnej i został pierwszym prezydentem II Rzeczpospolitej Polskiej.
Większe inwestycje w gospodarce wodnej ruszyły jednak dopiero w drugiej połowie lat 20. jednak zostały gwałtownie przerwane przez Wielki Kryzys z 1929 roku. Choć dostrzegano konieczność ich kontynuacji, z powodu niewystarczających środków traktowano je po macoszemu. W 1935 roku profesor Maksymilian Matakiewicz zauważał, że: – Hasła ochrona przed powodzią, regulacja rzek, zbiorniki retencyjne, drogi wodne, wyzyskanie sił wodnych, zabudowanie potoków górskich, uzdrowotnienie miast przez stworzenie sieci wodociągowych i kanalizacyjnych, zmeliorowanie wielkich obszarów bagien i nieużytków, są u nas bardzo popularne i z pewnością każdy inteligentny Polak zdziwiłby się, a nawet oburzył, gdyby mu zarzucić obojętność wobec tych spraw, jednak mimo to stwierdzić trzeba, że ta sympatia dla prac z zakresu gospodarstwa wodnego jest tylko platoniczna, faktycznie zaś panuje u nas na tym polu zastój i to tak wielki, jak może w żadnym z państw europejskich.
Istotnie, poniesienie wysokich nakładów finansowych na inwestycje wodne stwarzało duży problem. W 1935 roku krajowy budżet na prace hydrotechniczne wynosił zaledwie 40 mln zł (przeciętne miesięczne wynagrodzenie w Polsce wtedy to ok. 250 zł), zaś w sąsiedniej, ponad połowę mniejszej Czechosłowacji 100 mln zł, nie wspominając o bogatszych państwach. Trudności nastręczał też stan gospodarki wodnej pozostawiony przez dawnych zaborców. Najlepiej sytuacja przedstawiała się w byłym zaborze pruskim, czyli dzisiejszej Wielkopolsce i Pomorzu, pewne inwestycje poczynili także Austriacy w Małopolsce. Najsłabiej rozwinięte były ziemie zarządzane przez carską Rosję, gdyż właściwie oprócz obszaru Warszawy i Wilna, nie przeprowadzono niemal żadnych prac. Polscy hydrolodzy stanęli przed trudnym wyzwaniem zapewnienia zrównoważonego rozwoju gospodarki wodnej całego państwa. W związku z tym, już w 1935 roku wysunęli postulat stworzenia Programu Gospodarstwa Wodnego w Polsce. Naukowcy założyli, że musi on być realistyczny, oparty nie o zagraniczne kredyty lecz własne źródła finansowania, a także zhierarchizowany pod kątem najpilniejszych inwestycji. Wyznaczyli też najważniejsze obszary, w których powinny dokonać się pierwsze prace.
Zamiast niszczącej siły powodzi – siła hydroenergii
W międzywojennej Polsce to właśnie w powodziach widziano największe zagrożenie i inwestycje przeciwpowodziowe uważano za priorytetowe. Wezbrania zdarzały się regularnie i czyniły ogromne szkody w przemyśle, rolnictwie, komunikacji i budownictwie, a także przyczyniały się do ubożenia ludności zamieszkującej doliny rzeczne. Ponadto stanowiły poważne niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia mieszkańców. Średnie roczne straty powodowane przez powodzie szacowano na 20 mln zł, a szczególnie dotkliwa w skutkach była powódź z 1934 roku, która spowodowała zniszczenia na kwotę ponad 100 mln zł! Najgroźniejsza była największa z naszych rzek – Wisła. Z tego powodu, a także w wyniku wielu apeli, podań i skarg miejscowej ludności, uznano kwestię ochrony przeciwpowodziowej Wisły za najważniejszą.
Rozwiązania problemu szukano przede wszystkim u źródeł – i to dosłownie! Za kluczowe uznano uregulowanie i zabudowanie potoków górskich oraz zalesienie obszarów górskich zlewni. Dzikie i rwące potoki były prawdziwym powodem utrapień mieszkańców i naukowców, gdyż rozrywały brzegi i unosiły z ogołoconych z lasów stoków górskich masy urodzajnej gleby, a następnie materiału skalnego i niosły to rumowisko do Wisły, Sanu i Dniestru, zasypując koryta tych rzek. Te zaś, nieuregulowane i nieobwałowane, zalewały przybrzeżne tereny wraz z osadami, miastami i liniami komunikacyjnymi, czyniąc niewyobrażalne szkody. Dlatego też intensywnie zabiegano, by ubezpieczyć górskie rzeki, a energię ich wód przelać do wielkich zbiorników retencyjnych wyposażonych w hydroelektrownie. W ten sposób planowano osiągnąć podwójny cel – zapewnić bezpieczeństwo powodziowe oraz tanią energię na potrzeby rozwoju przemysłu i elektryfikacji kraju.
Stan hydroenergetyki w Polsce na tle innych państw był na bardzo niskim poziomie, jednak plany były bardzo ambitne. Planowano wybudować aż 130 zakładów wodno-energetycznych, z czego niemal połowę na Sole, Dunajcu i Sanie. Łącznie miały osiągnąć moc niemal 900 MW i produkować rocznie prawie 250 tys. MWh, co miało stanowić 35% zasobów energetycznych kraju. Priorytetowo w ciągu 30 lat postanowiono zbudować 34 zakłady wraz ze zbiornikami retencyjnymi o łącznej pojemności 2,6 mld m3 wody i mocy niemal 500 MW. Inwestycje potraktowano bardzo poważnie i już w l. 30 widoczne były ich efekty. W 1936 roku ukończono zbiornik Porąbka na Sole retencjonujący 32 mln m3 wody o mocy hydroelektrowni 20 MW. W 1935 roku rozpoczęto budowę zbiornika Rożnów na Dunajcu, który miał retencjonować prawie 250 mld m3 wody (co czyniło go wówczas jednym z największych zbiorników w Europie), a turbiny o mocy 50 MW miały dostarczać energię do rozbudowywanych zakładów Centralnego Okręgu Przemysłowego. W 1938 roku przystąpiono też do budowy zbiornika wyrównawczego w Czchowie na Dunajcu o pojemności 15 mln m3 wody i mocy turbin 10 MW, który miał współpracować z Rożnowem oraz zakładu w Turniszkach na Willi o mocy 14MW, który miał dostarczać prąd dla całej Wileńszczyzny. W fazie opracowania były szczegółowe projekty budowy zbiorników na Sanie w Solinie-Zabrodziu oraz na Dunajcu w Czorsztynie o łącznej mocy turbin prawie 50 MW.
Ze względu na wysokie koszty, postanowiono budować zbiorniki retencyjno-energetyczne tylko w najbardziej opłacalnych lokalizacjach i koncentrować się głównie na najtańszej i najpowszechniejszej metodzie, czyli budowie wałów przeciwpowodziowych. Polska kadra hydrologiczna zwracała też szczególną uwagę na konieczność wykonywania prac utrzymaniowych. Zaznaczali, że bez nich pieniądze na inwestycje zostaną zmarnowane, gdyż trzeba na bieżąco dbać o dobry stan obiektów hydrotechnicznych.
W regulacji rzek i wznoszeniu obwałowań widziano szansę nie tylko na radykalne zmniejszenie skutków powodzi, ale także na walkę z kryzysem gospodarczym. Ze względu na fizyczny i nieskomplikowany charakter pracy oraz ogólny dostęp potrzebnych materiałów, takich jak kamień, cement, piasek, żwir, czy wiklina, uważano że to idealny sposób na zwalczenie rosnącego na początku lat 30. bezrobocia. Do prac angażowano także junaków z organizacji młodzieżowych, a nawet więźniów! Jak w 1935 roku podkreślał inżynier Edward Romański: – Dziś być może mamy sprzyjający moment dla rozpoczęcia wielkich robót inwestycyjnych, bo musimy zatrudnić dużo roboczych rąk, a zatrudnienie ich w budownictwie wodnym, niezależnie od czasów, krajów i rządów, uznane jest powszechnie za najbardziej celowe. Nie ma tu żadnego ryzyka: każdy kilometr uregulowanej rzeki, każdy kilometr wału, każdy zmeliorowany hektar ziemi, każdy kilowat wydobytej z wody energii — wzbogaca kraj. Istotnie, nasi hydrolodzy byli przekonani, że wielkie roboty publiczne napędzą koniunkturę, pozwolą zrealizować priorytetowe wodne inwestycje i stworzą solidne fundamenty silnego państwa.
Nasi specjaliści obliczyli wówczas, że gdyby corocznie przyznawać na regulację rzek i potoków oraz budowę innych obiektów przeciwpowodziowych w dorzeczu Wisły tyle, ile wynoszą roczne szkody powodziowe, to w ciągu 20 lat można by zredukować straty do minimum. Podkreślano jednak, że w tej dziedzinie jest bardzo dużo do zrobienia, a środki finansowe są niewielkie dlatego realnie przewidywano, że program inwestycyjny potrwa około 60 lat. A ile w rzeczywistości udało się zrobić?
Do końca 1938 roku ukończono wiele robót ubezpieczających na najgroźniejszych górskich dopływach Wisły – Sole, Dunajcu i Rabie, a także koncentrowano się na zabezpieczeniu przed zalaniem mostów, linii kolejowych i dróg. W ostatnich latach niepodległości wykonano dziesiątki kamiennych zapór na potokach górskich, odbudowano i wybudowano wiele koryt kamiennych, tam regulacyjnych i brzegosłonów, zaś w ciągu całego dwudziestolecia udało się usypać około 800 km wałów przeciwpowodziowych w całym kraju. Mimo przeciwpowodziowego charakteru powyższych inwestycji, miały one duże przełożenie na rozwój żeglugi śródlądowej i rolnictwa w Polsce. Możemy tylko rozważać, jak wyglądałaby gospodarka wodna, gdyby nie wybuch II Wojny Światowej.
Woda dla rolnictwa
Polska po 1918 roku była krajem rolniczym i kwestia rozwoju rolnictwa oraz wyżywienia dynamicznie rosnącej liczby ludności – w dwudziestoleciu międzywojennym liczba ludności Polski wzrosła aż o 8 mln osób. – była kluczowa. Dlatego też sprawa melioracji i pozyskania dla rolnictwa wielkich obszarów nieużytków, pustkowi i mokradeł znalazła ważne miejsce w polityce gospodarczej państwa.
W międzywojniu rozróżniano melioracje podstawowe i szczegółowe. Te pierwsze, polegające głównie na regulacji rzek oraz odwodnieniu i obwałowaniu gruntów, należały do kompetencji państwa. Te drugie, polegające głównie na budowie drenaży i rowów na działkach, należały do inicjatywy prywatnej. Z racji tego, że tereny podmokłe występowały na wielu milionach hektarów, najważniejszą wówczas kwestią stało się ich odwodnienie i przystosowanie do celów rolniczych. Polscy hydrolodzy postulowali, że pozwoli to unormować poziom wód gruntowych oraz odpływ w rzekach i poskutkuje zwielokrotnionymi plonami i bogaceniem się ludności. Co ciekawe, mieszkańcy przedwojennych wsi wykazywali wielkie zainteresowanie melioracjami. Do urzędów napływały liczne zgłoszenia o scalenie gruntów – nie tyle z powodu chęci tworzenia dużych gospodarstw, tylko dlatego że na scalonych gruntach prace melioracyjne przeprowadzano na koszt państwa! Intensywnie rozbudowywano sieć rowów melioracyjnych, a ludność wiejska nie skąpiła świadczeń w naturze tzw. szarwarku, który często przekraczał dotacje państwowe na ten cel. Promowano także inicjatywę prywatną w tym zakresie.
Dużą rolę przykładano do regulacji rzek. W 1932 roku polscy hydrolodzy obliczyli, że tylko w ciągu 30 lat w dolinie Środkowej Wisły rwąca rzeka zabrała ze sobą ponad 7 tys. ha najurodzajniejszych nadrzecznych gruntów. Policzyli także, że wszystkie rzeki w Polsce zrywają około 500 ha ziemi rocznie, co powoduje rokroczne straty w wysokości 2 mln zł. Szkody te były szczególnie dotkliwe dla przybrzeżnej ludności, która była żywotnie zainteresowana kwestią uregulowania i umocnienia brzegów. Eksperci podkreślali, że na skutek prac regulacyjnych można uzyskać aż 60 tys. ha ziemi dla rolnictwa o wartości 120 mln zł, z czego zdecydowaną większość nad Wisłą. Był to już kolejny dla naszych przodków powód, poza powodziowym i żeglugowym, dla regulacji królowej polskich rzek. Jednocześnie nasi naukowcy zaznaczali, ze prace regulacyjne muszą być prowadzone w takim sposób, by nie zabagnić ani nie przesuszyć przybrzeżnych gruntów.
W drugiej połowie lat 30. melioracje nabrały tempa. Polscy hydrolodzy obliczali, ze prawie 12 mln ha pól ornych, łąk, pastwisk i nieużytków wymaga melioracji. Do 1939 roku udało się zmeliorować 1 mln ha, a nasi planiści zakładali, że uda ukończyć się wszystkie prace do końca XX wieku.
Kolej na wodę – plany wielkiego rozwoju dróg wodnych
Polscy planiści snuli ambitne plany rozwoju krajowych dróg wodnych, a wszystko przez dogodne położenie Polski. Ich marzeniem było stworzenie dwóch wielkich magistrali wodnych: z południa na północ, jako oś Wisły i ze wschodu na zachód, przez Prypeć, Wisłę i Kanał Bydgoski z rozgałęzieniem do Noteci i Warty. Twierdzili, że rozwój dróg wodnych przyczyni się walnie do rozwoju gospodarczego państwa. Sieć wodna miała połączyć zagłębia surowcowe z ośrodkami przemysłowymi, a także dużymi miastami i portami nadmorskimi, dzięki czemu kwitła by produkcja, rolnictwo i handel, rosłoby zatrudnienie a miasta rozbudowywałyby się. Co trzeci transportowany ładunek miał zostać przerzucony z torów kolejowych na tory wodne. Zachwalano, że to tani i bezpieczny środek komunikacji, przydatny również w czasie wojny dla efektywnej aprowizacji miast. Prace na rzecz użeglowienia dużych rzek i budowę nowych dróg wodnych przynosiło skutki. Od 1931 do 1936 roku ilość towarów przewieziona śródlądowymi drogami wodnymi wzrosła o 50%, podczas gdy koleją o 16%. Także obroty portów, szczególnie nadwiślańskich, rosły. Lata 40. miały przynieść dokończenie wielkich wodnych inwestycji, niestety wybuch wojny w 1939 roku położył kres dynamicznemu rozwojowi transportu wodnego.
Wydatki Polski na gospodarkę wodną w latach 1918-1936
(wg inż. Józefa Zagórskiego, 1938)
łącznie: 201, 6 mln zł (100%)
nowe inwestycje: 133,1 mln zł (66%), prace utrzymaniowe: 68,5 mln zł (34%)
regulacja rzek żeglownych: 101, 6 mln zł (50%)
regulacja rzek górskich i spławnych: 44,5 mln zł (22%)
budowa zbiorników: 28,8 mln zł (14%)
sztuczne drogi wodne: 14, 8 mln zł (8%)
budowa portów: 11,9 mln zł (6%)
100 lat minęło – jak dziś wygląda gospodarka wodna?
Od czasów II RP podejście do spraw gospodarki wodnej uległo zmianie, w dużej mierze za sprawą postępujących zmian klimatycznych. Dla naszych pradziadków największym zmartwieniem były powodzie, zwłaszcza na przedwiośniu, po surowych, śnieżnych zimach, gdy z południa Polski płynęły masy roztopionego śniegu w dół naszych wodnych arterii, a napływ mas wody i płynącej kry powodował powodzie zatorowe w dolnych partiach dużych rzek Obecnie na skutek zmiany rozkładu opadów zmagamy się z jednej strony z deszczami nawalnymi wywołującymi powodzie błyskawiczne i podtopienia, szczególnie w miastach, z drugiej strony coraz częściej występują u nas susze, które dawniej zdarzały się z rzadka. Obecnie równie ważne obok ochrony przeciwpowodziowej jest przeciwdziałanie skutkom suszy, a kluczem do działań w tym zakresie jest szeroko rozumiana retencja wód.
Myśląc o ochronie przeciwpowodziowej przed stu laty, najważniejsza była regulacja górskich potoków i budowa wielkich zbiorników przechwytujące fale powodziowe. Dziś zbiorniki są równie ważne, w tym suche poldery, takie jak Racibórz Dolny o pojemności 2,5 mld m3, który tej jesieni, w połączeniu z pracą innych zbiorników przeciwpowodziowych uchronił mieszkańców Śląska, Opolszczyzny i Dolnego Śląska przed podtopieniem ich mienia, obniżając poziom kulminacji fali na Odrze, która została wywołana niespotykanym – notowanym ostatnio w 1936 roku – październikowym wezbraniem. Na znaczeniu zyskuje również dawanie rzekom przestrzeni, w tym odsuwanie wybranych odcinków wałów przeciwpowodziowych od rzek, aby te mogły swobodnie wylewać w dolinie i działania edukacyjne, pokazujące negatywne skutki osiedlania się na terenach zalewowych. Sto lat temu, w związku z cyklicznymi, nawracającymi powodziami najważniejszym zagadnieniem była regulacja rzek. Obecnie regulacja wód ma niewielki udział w gospodarce wodnej, na rzecz prac utrzymaniowych na rzekach oraz działań z zakresu renaturyzacji wód, czyli przywracania dolin rzecznych do warunków jak najbliższych naturalnym. Temu służy realizowany przez Wody Polskie pierwszy ogólnopolski Krajowy Program Renaturyzacji Wód Powierzchniowych. Odpowiedzią na zmianę struktury opadów są kompleksowe działania Wód Polskich na rzecz retencji wód, które mają na celu przeciwdziałanie skutkom suszy i zapewnienie bezpieczeństwa powodziowego mieszkańcom naszego kraju. Więcej na: www.stopsuszy.pl i www.stoppowodzi.pl.
W przeszłości kładziono duży nacisk na melioracje, których celem było uproduktywnienie gleb na potrzeby rozwijającego się rolnictwa i urbanizacji. Na dawnych terenach mokradeł rozwinęły się pastwiska oraz osady ludzkie, czego przykładem jest znana dzielnica Warszawy – Wilanów. Dziś nacisk kładzie się na retencję i zatrzymanie wody opadowej tam, gdzie spada na ziemię. Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie realizuje Program kształtowania Zasobów Wodnych na terenach rolniczych, promujący retencję korytową, czyli działania na małych i średnich rzekach, pozwalające na retencję wody w zlewniach rzek rolniczych i górnych partiach zlewni, z wykorzystaniem istniejącej i nowej infrastruktury piętrzącej okresowo wody w korytach rzek i systemach rowów melioracyjnych.
W międzywojennej Polsce wodne inwestycje miały służyć przede wszystkim rozwojowi przemysłu i rolnictwa. Obecnie inwestycje realizowane są w myśl zrównoważonego rozwoju i pogodzenia interesów człowieka z potrzebami środowiska naturalnego.
Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie jest aktualnie jednym z filarów gospodarki wodnej. Realizując nowe inwestycje i działania hydrotechniczne zawsze pamiętamy o pokoleniach hydrologów, hydrotechników i innych specjalistów, dzięki którym możemy nie tylko kontynuować, ale także nadać nowy wymiar zarządzania wodami, aby zapewnić optymalny stan zasobów wodnych przyszłym pokoleniom.
Źródła: „Gospodarka Wodna”, numery z lat 1935-1938. Fotografie: Narodowe Archiwum Cyfrowe oraz „Gospodarka Wodna”
Wydział Edukacji Wodnej PGW Wody Polskie