Polski Portal Morski
Aktualności Bezpieczeństwo

„Biełgorod”niszczycielski okręt ruszył w morze

Informacja o wyjściu na morze okrętu podwodnego K-329 „Biełgorod” wywołała histeryczne spekulacje na całym świecie, dotyczące tego, czy Rosjanie chcą użyć tego okrętu do odpalenia w kierunku Stanów Zjednoczonych nuklearnej torpedy „Posejdon”. Prawda jest jednak prawdopodobnie taka, że ani ta wielka torpeda nie jest jeszcze gotowa, ani „Biełgorod” nie jest jeszcze zdolny do skutecznego przeprowadzenia takiego ataku. Dodatkowo pozostaje pytanie, po co Rosjanie mieli by to zrobić, gdy do wywołania nuklearnej wojny światowej mają o wiele skuteczniejsze i sprawdzone środki.

Pisano więc o możliwości wywołania radioaktywnego tsunami, o pojawieniu się „broni apokalipsy” i o okręcie podwodnym o „niszczycielskiej sile”. Kremlowski aparat propagandowy osiągnął więc sukces, ponieważ po raz kolejny kraje zachodnie zaczęły straszyć się bronią, która prawdopodobnie nie jest jeszcze gotowa, a na pewno nie ma takich możliwości, o jakich cały czas informują Rosjanie.

Rosjanie chwalą się oczywiście, że „Biełgorod” może zabrać aż sześć torped „Posejdon”, z których każda może przenosić ładunek nuklearny o mocy większej niż dwie megatony. Należy jednak pamiętać, że każdy rosyjski boomer jest przygotowany do przenoszenia o wiele większej liczby rakiet balistycznych: od dwudziestu w przypadku okrętu podwodnego projekty 941 typu Akuła (wg NATO typu Typhoon), po szesnaście w przypadku okrętów podwodnych projekty 955 typu „Boriej” (wg NATO typu Dołgorukij) i okrętów podwodnych projektu 667 typu „Delfin” (wg NATO typu Delta IV).

Zagrożenie dla świata ze strony rosyjskich sił strategicznych po zniknięciu z amerykańskich ekranów „Biełgorodu” w rzeczywistości: ani się nie zwiększyło, ani nie zmniejszyło. Okręt ten nie zmienił bowiem niczego w funkcjonowaniu ogólnoświatowego systemu odstraszania, ponieważ po prostu ma o wiele mniejsze możliwości oddziaływania niż wcześniej wprowadzone w Związku Radzieckim i Rosji systemy rakietowe bardzo dalekiego zasięgu.

Takie pociski są: szybsze od „Posejdonów”, mogą atakować cele w głębi lądu na odległości ponad 10000 km, a dodatkowo przenoszą nawet do dziesięciu głowic jądrowych o mocy od 100 do 500 kiloton. Każdy rosyjski boomer jest więc o wiele większym niebezpieczeństwem niż pojedynczy „Biełgorod”. Tymczasem to właśnie nim zaczęto się straszyć, zapominając, że w tym samym czasie, gdzieś w oceanie, znajdują się w dyżurze bojowym dwa rosyjskie, atomowe okręty podwodne (z Floty Północnej i Floty Oceanu Spokojnego) z ponad trzydziestoma rakietami balistycznymi przygotowanymi do startu, jak również są w gotowości: siły lądowe ze stacjonarnymi i mobilnymi wyrzutniami trzystu pocisków międzykontynentalnych oraz lotnictwo z siedemdziesięcioma bombowcami strategicznymi.

W sumie daje to możliwość użycia aż 2500 głowic nuklearnych. Pomimo tego Zachód zaczął się pasjonować właśnie „Biełgorodem”, który teoretycznie może odpalić jedynie sześć ładunków atomowych. „Teoretycznie”, ponieważ nikt tak naprawdę nie wie, czy operacyjna torpeda „Posejdon” rzeczywiście istnieje. Rosjanie kilkakrotnie pokazywali bowiem filmy z makietą tego systemu uzbrojenia, jednak nigdy nie informowali, by doszło do jego sprawdzenia w czasie faktycznych prób: z użyciem napędu jądrowego i działaniem na bardzo duże odległości (do kilku tysięcy kilometrów).

Te wątpliwości są tym większe, że w dziedzinie bezzałogowych, autonomicznych pojazdów podwodnych AUV (a takim pojazdem jest właśnie „Posejdon”) istnieje ogromna przepaść technologiczna pomiędzy opóźnioną w tej dziedzinie Federacją Rosyjską a krajami zachodnimi. Jeżeli więc Rosjanie już wykorzystują drony podwodne (w tym przewodowe), to w większości: albo są to własne urządzenia prototypowe, albo rozwiązania budowane w oparciu o zagraniczne licencje.

Oczywiście w maju 2020 roku pojawiła się informacja, że rosyjskiej marynarce wojennej udało się wysłać na dno Rowu Mariańskiego autonomiczny, bezzałogowy pojazd podwodny „Witiaź-D” opracowany przez Centralne Biuro Konstrukcyjne CKB „Rubin” z Sankt Petersburga. Pojazd ten nie jest jednak masowo wykorzystywany przez rosyjską marynarkę wojenną i jak na razie nie ma informacji o jego produkcji seryjnej. Jest też mniejszy od „Posejdona”.

Dodatkowo należy pamiętać, że o ile działanie pojazdu „Witiaź-D” zabezpieczał cały czas okręt ratowniczy „Fotij Kryłow” (SB-135) projektu R-5757 (o długości 98,8 m i wyporności 5250 ton) to „Posejdon” ma działać autonomicznie nawet na odległościach przekraczających kilka tysięcy kilometrów. Potrzebuje więc zarówno systemów inercyjnej nawigacji, który zabezpieczy osiągnięcie pod wodą tak odległego celu, jak również skutecznego systemu unikania przeszkód, które zawsze mogą się pojawić w trakcie tak długiej „podróży”. Większość specjalistów wątpi, by e Rosjanie mieli takie technologie w odniesieniu do dronów: szczególnie tych dużych, podatnych na prądy morskie i zmiany warunków hydrologicznych, jakie napotkają w czasie tak długiej drogi. Dodatkową przeszkodą jest niezawodność, która w przypadku rosyjskich systemów uzbrojenia jest na bardzo niskim poziomie.

Cała polityka rosyjska jest obecnie prowadzona według zasady „To jest moje, bo jak nie to cię zabiję”. Rosja przegrywając z kretesem wojnę w Ukrainie zaczęła więc grozić najpierw odcięciem Europu od ropy i gazu, później atakiem taktycznych ładunków jądrowych a obecnie apokaliptycznymi wizjami radioaktywnego tsunami wywołanego u wybrzeży Stanów Zjednoczonych największą, rosyjską spectorpedą „Posejdon”.

Odcięcie surowców energetycznych ostatecznie nastąpiło, jednak wywołując tylko zamieszanie, a nie katastrofę. Z kolei taktyczne ładunki jądrowe nie zostały użyte, ponieważ nawet Rosjanie zdają sobie sprawę, że ich celem ma być ułatwienie działania własnym wojskom operacyjnym. A te, jak na razie, nie są zdolne do przeprowadzenia jakiejkolwiek poważnej operacji. Dodatkowo ukraińskie jednostki działają w rozproszeniu, więc nie byłoby mowy o zadaniu im jakiś druzgocących strat poza skażeniem jakiegoś terenu.

Dlatego Putin sięgnął po kolejny środek straszenia wykorzystywany już wcześniej przez tyranów „zapędzonych do narożnika”, a więc po wunderwaffe. Pojęcie to zostało wymyślone przez aparat propagandowy III Rzeszy. Wskazywało ono na możliwość przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę poprzez użycie tajnej broni nowej generacji o ogromnej sile rażenia. Przed 24 lutego 2022 roku, a więc rozpoczęciem ukraińskiej wojny, takim straszakiem Rosji w odniesieniu do państw zachodnich miały być przede wszystkim rakiety hipersoniczne 3M22 „Cirkon” i Ch-47M2 „Kinżał”.

Wojna w Ukrainie pokazała, że Rosja nie tylko nie posiada tego uzbrojenia w odpowiedniej ilości, by zmienić przebieg wojny, ale również że to uzbrojenie nie spełnia takiej roli, jaką jej przypisywano. Dlatego kremlowski aparat propagandowy sięgnął po nowy straszak, jakim są „nowej generacji” rosyjskie okręty podwodne i ich uzbrojenie – a więc torpedy „Posejdon” o długości ponad 20 m i średnicy ponad 1 m, napędzie atomowym i głowicy atomowej.

Paradoksalnie w tego rodzaju działaniach pomaga mit wytworzony przez książkę i film „Polowanie na Czerwony Październik”. Wykreowały one bowiem przekonanie, że Rosjanie są w stanie stworzyć uzbrojenie „nie mające analogów na świecie”, które da im przewagę nad krajami zachodnimi. Tymczasem nie są w stanie.

I wcale tu nie chodzi o brak naukowców, którzy by takie systemy wymyślili, bo oni jeszcze są w Federacji Rosyjskiej istnieją, ale o mechanizm wprowadzania tych pomysłów na uzbrojenie i do seryjnej produkcji. A ten mechanizm w Rosji przestał po prostu funkcjonować. Wystarczy przypomnieć, żebudowa „Białgorodu” trwała tak naprawdę od 24 lipca 1993 roku. Ostatecznie okręt wstępnie budowany wg projektu 949A (typu „Antiej” – wg NATO typu Oscar II) został przebudowany, wydłużono go o 30 metrów i wprowadzono oficjalnie do służby 8 lipca 2022 roku, a więc po trzydziestu latach od położenia stępki.

Czy jest to więc jednostka nowej generacji? Raczej nie, tym bardziej że jego wyposażanie realizowano już po nałożeniu sankcji na Federacje Rosyjską za atak na Ukrainę w 2014 roku. Sankcje te skutecznie ograniczyły Rosji dostęp do nowych technologii i tego nie może ukryć nawet agresywna propaganda Kremla.

Rosyjski aparat propagandowy stara się jednak konsekwentnie wszelkimi sposobami zastraszyć zachodnie społeczeństwa, by te wpłynęły na polityków i ich obecna postawę co do pomocy dla Ukrainy. Dowodem, że to może być skuteczne, jest „sławny” już wpis multimiliardera Elona Muska. Zasugerował on bowiem możliwość wprowadzenia ustępstw terytorialnych w odniesieniu do Rosji (np. pozostawienie jej Krymu), uważając że ewentualne użycie przez Rosjan broni atomowej może przynieść o wiele większe straty.

Straszenie przez Putina może więc przynosić efekty i dlatego tak ważne jest by się tej presji nie poddawać. Poświęcenie przez Europę Czechosłowacji przed II wojną światową wyraźnie bowiem pokazało, że takie ustępstwa nie zatrzymają tyranów w realizacji swoich szaleńczych planów.

źródło http://www.defence24.pl / fot. Kuleshov Oleg / TASS

Zobacz podobne

ORP „Błyskawica” przed remontem w Stoczni Wojennej

AB

The Ocean Race Europe Prologue w Gdyni. Trwa żeglarskie święto!

AB

Kanada nakłada nowe sankcje na Rosję i wysyła okręty na Bałtyk

BS

Zostaw komentarz

Ta strona wykorzystuje pliki cookie, aby poprawić Twoją wygodę. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuję Czytaj więcej

Polityka prywatności i plików cookie