Bałtyk stał się miejscem jednej z najbardziej tragicznych katastrof w historii polskiej żeglugi. Prom MS Jan Heweliusz, podczas rejsu z Świnoujścia do Ystad w Szwecji, wpadł w epicentrum sztormu o niespotykanej sile. Niewielu spodziewało się, że nocą 14 stycznia 1993 roku, zwyczajna przeprawa promowa stanie się tragedią, która odcisnęła piętno na polskiej flocie handlowej i żyje we wspomnieniach do dziś. W katastrofie zginęło 55 osób – 20 członków załogi i 35 pasażerów.
Wstrząsający początek
Heweliusz, mimo swoich problemów technicznych, wyruszył w podróż, przewożąc ładunek ciężarówek i pasażerów. Konstrukcja promu była jednak już wcześniej nadszarpnięta: przechył statku, awarie techniczne i naprawy trwały niemal od momentu wodowania jednostki. Prom kilka razy przechodził przeglądy i naprawy, jednak pozostał w eksploatacji mimo powracających problemów z przechyłem.
Około godziny 5:00 nad ranem Heweliusz natrafił na wicher osiągający 12 stopni w skali Beauforta. Fale uderzały z siłą nieznoszącą sprzeciwu. Prom, już przechylony na jedną stronę, zaczął tracić stabilność. Przechył zaczął gwałtownie wzrastać, a jednostka przewróciła się na lewą burtę. Około 5:30 Heweliusz wysłał sygnał „mayday” – prośbę o pomoc, której nie udało się zrealizować na czas.
Walka o życie na środku Bałtyku
Warunki sztormowe uniemożliwiły szybkie dotarcie jednostek ratowniczych do miejsca katastrofy. Heweliusz zatonął około 20 minut po wezwaniu pomocy.
W mroźnych wodach Bałtyku, przy temperaturach poniżej zera, pasażerowie i załoga walczyli o życie. Udało się uratować jedynie 9 osób z 64 znajdujących się na pokładzie. Spośród pozostałych, 20 członków załogi i 35 pasażerów straciło życie, a wielu ciał nigdy nie odnaleziono.
Tego dnia morze pochłonęło nie tylko życie ludzkie, ale też pozostawiło po sobie poczucie straty i zagadki, która do dziś nie jest do końca rozwiązana.
Śledztwo i pytania bez odpowiedzi
Po katastrofie rozpoczęło się śledztwo, które ujawniło liczne zaniedbania techniczne oraz problemy z równowagą promu. Heweliusz miał już historię usterek, które nie zostały w pełni naprawione przed jego feralnym rejsem. W raporcie wskazano również, że silny przechył i brak stabilności mogły zostać spotęgowane złym rozmieszczeniem ładunku i konstrukcją statku. Do dziś katastrofa Heweliusza jest przypomnieniem, że bezpieczeństwo na morzu wymaga nieustannej troski, a niewielkie zaniedbania mogą prowadzić do ogromnych tragedii.
Pamięć i symboliczne hołdy
Każdego roku, 1 listopada – w Dniu Wszystkich Świętych – marynarze oraz ich rodziny wspominają tych, którzy nie wrócili z morza. Szczególnie powracają do katastrofy promu Jan Heweliusz. W miejscu, gdzie zatonął prom, przepływające jednostki często rzucają na wodę wieńce, oddając symboliczny hołd załodze i pasażerom, którzy stracili życie podczas feralnej nocy w 1993 roku.
Ten prosty, lecz poruszający gest przypomina o niebezpieczeństwach związanych z żeglugą i o tych, którzy oddali życie, wypełniając swoje obowiązki na morzu…. A morze, choć piękne i pełne możliwości, zawsze pozostaje żywiołem nieznoszącym lekkomyślności.