Wejście Szwecji i Finlandii do NATO, wprowadzanie w państwach natowskich nowych systemów uzbrojenia, wiedza na temat realnej wartości bojowej rosyjskich okrętów i systemów uzbrojenia oraz rzeczywistych celów agresywnej polityki władz na Kremlu mogą i powinny diametralnie zmienić strategię Paktu Północnoatlantyckiego w odniesieniu do Morza Bałtyckiego.
Po przyjęciu Finlandii i Szwecji do NATO Bałtyk stanie się dla Federacji Rosyjskiej morzem zamkniętym, ponieważ będzie można na nim w pełni kontrolować rosyjskie działania morskie. W razie konfliktu zbrojnego kraje natowskie już teraz mają bowiem możliwości przerwania ruchu morskiego: od i do portów Rosji. Blamaż Floty Czarnomorskiej w starciu z Ukrainą wyraźnie pokazuje, że w konfrontacji z nowoczesnym uzbrojeniem oraz nową taktyką rosyjskie okręty nawodne mają kłopoty w realizacji zadań i będą musiały pozostać w porcie.
Rosjanie nie mając obecnie żadnych środków nawodnych, którymi mogliby zakłócić ruch na Bałtyku, muszą się więc ograniczyć jedynie do zainstalowania w Obwodzie Kaliningradzkim baterii rakiet nabrzeżnych systemu „Bał” i „Bastion” oraz do utrzymywania lotnictwa morskiego (załogowego i bezzałogowego), które jednak, biorąc pod uwagę ogromną przewagę w powietrzu państw NATO, ma bardzo ograniczone możliwości skrytego działania. Ta przewaga w powietrzu będzie jeszcze większa, kiedy do obrony przed rosyjskim atakiem będą się mogły włączyć samoloty czwartej i piątej generacji wchodzące w skład fińskich i szwedzkich sił powietrznych (zwiększając dwukrotnie liczbę tych samolotów w krajach skandynawskich).
Pojawiła się więc możliwość prowadzenia skutecznej polityki odstraszania w odniesieniu do rosyjskiej agresji morskiej w regionie Morza Bałtyckiego. Wymaga to jednak nowego podejścia do systemu wspólnej obrony w tym regionie, związanego m.in. ze zmianą priorytetów, przebudową poszczególnych marynarek wojennych, wskazaniem nowych, strategiczne ważnych obszarów oraz wzmocnieniem sił natowskich na najbardziej zagrożonych ze strony Rosji obszarach.
Bestialstwo Rosjan w Ukrainie wyraźnie pokazuje bowiem, że nie może już tylko chodzić o systematyczne zwolnienie rosyjskiego natarcia i późniejsze odbijanie zajętego przez rosyjskie wojska terytorium, ale konieczne jest zatrzymanie ataku już na granicach i kompleksowe niszczenie wojska agresora oraz jego linii dostaw.
O ile w samym procesie przygotowywania się do działań na lądzie w krajach nadbałtyckich jest bardzo wiele do zrobienia, o tyle w przypadku natowskich sił morskich sprawa jest o wiele prostsza. Wejście Finlandii i Szwecji do NATO ostatecznie bowiem zablokuje rosyjskie okręty w okolicach Sankt Petersburga tak, że Rosjanie nie będą mieli żadnej możliwości dostarczenia zapasów do Obwodu Kaliningradzkiego, odciętego na lądzie od Federacji Rosyjskiej.
Nie chodzi więc już raczej o obronę Morza Bałtyckiego, ale o jego nadzorowanie. Potwierdzają to m.in. amerykańscy analitycy z Hudson Institute wskazując w tej sytuacji na zwiększanie się znaczenie takich wysp jak Bornholm i Gotlandia oraz konieczność zabezpieczenia unikalnego statusu Wysp Alandzkich, które obecnie są strefą zdemilitaryzowaną. Amerykanie wskazują dodatkowo na konieczność m.in.:
- zwiększenia morskiej obecności sojuszu na Morzu Bałtyckim;
- utworzenie grupy bojowej NATO w Finlandii;
- wprowadzenia stałych sił NATO w krajach bałtyckich;
- ustanowienie misji obrony powietrznej Morza Bałtyckiego.
Czy wypracowanie nowej strategii na Bałtyku jest w ogóle możliwe?
Stosunek „starych” państw NATO do nowych członków wyraźnie ewoluuje. Początkowo działanie opierały się mniej na realnych potrzebach i ocenach, a bardziej były podporządkowane woli polityków nieantagonizowania Rosji. Było to widoczne szczególnie w krajach bałtyckich, które po przyłączeniu się do NATO w 2004 roku, owszem wspomagano pomocą w modernizacji własnych sił zbrojnych, ale nie kontyngentami wojskowymi
Pierwsze, konkretne plany reagowania sił sojuszniczych w przypadku ataku na Litwę, Łotwę i Estonię pojawiły się dopiero w 2008 roku po inwazji Rosji na Gruzję. Realne działania zaczęły się jednak tak naprawdę w 2014 roku, po aneksji Krymu przez Federacje Rosyjską.
Dopiero wtedy do krajów nadbałtyckich zaczęto wysyłać rotacyjne pododdziały z innych państw NATO. Początkowo były to kompanie, które po szczycie NATO 2016 w Warszawie przekształciły się w bataliony EFP (Enhanced Forward Presence). Z kolei w 2022 roku zadecydowano, że te siły można zwiększyć do poziomy brygady, z tym że „tam, gdzie jest to potrzebne”.
Atak Rosji na Ukrainę, a szczególnie otwarta agresja 24 lutego 2022 roku diametralnie zmieniła podejście krajów natowskich do ogranicznika, jakim wcześniej była niewątpliwie groźba reakcji ze strony władz na Kremlu. Obecnie opinia Putina przestała się liczyć i działania NATO są podporządkowane przede wszystkim bezpieczeństwu państw członkowskich. Jest to tym bardziej uzasadnione, że w odróżnieniu od Rosji wszystkie te działania są nastawione tylko na obronę własnego terytorium.
Nowa strategia wyzwaniem nie tylko dla NATO, ale również państw członkowskich
Osłabienie Federacji Rosyjskiej niewątpliwie pomoże w podejmowaniu bardziej radykalnych decyzji, co do rozwoju potencjału obronnego w regionie Morza Bałtyckiego. Będzie to widoczne szczególnie w pracach nad włączeniem do ogólnego systemu Szwecji i Finlandii. Oba te państwa posiadają niewielkie, ale bardzo skuteczne siły zbrojne, które będzie można wykorzystać, np. w zabezpieczeniu sytuacji w krajach nadbałtyckich, szczególnie w pierwszych chwilach agresji. Szwecja i Finlandia taką gotowość pomocy demonstrowały zresztą już wcześniej, wysyłając swoich żołnierzy do Afganistanu, Afryki i krajów bałkańskich, a ostatnio przekazując wsparcie wojskowe i humanitarne dla Ukrainy.
Jednocześnie trzeba też być przygotowanym na konieczność szybkiego wzmocnienie Szwedów i Finów w przypadku ewentualnej, rosyjskiej agresji. Najważniejsza jest oczywiście fińska granica lądowa z Rosją, która ma długość ponad 1300 km. Być może będzie to związane z koniecznością wydzielenia stałych lub rotacyjnych sił natowskich (grupy bojowej EFP) również w tym państwie, które stanie się przecież ważnym elementem wschodniej flanki NATO.
Samo Morze Bałtyckie przestanie być jednak zagrożeniem, ze względu na pełną kontrolę sił natowskich z obu stron Zatoki Fińskiej oraz Cieśnin Duńskich. Może to być jednak związane np. z przygotowaniem się do wzmocnienia w razie zagrożenia garnizonów na Bornholmie i Gotlandii lub dodatkowym, międzynarodowym zabezpieczeniem Wysp Alandzkich.
Przygotowania do prowadzenia tego rodzaju operacji zresztą już się rozpoczęły, co było widoczne m.in. w czasie manewrów BALTOPS 2022, gdy amerykańska piechota morska ćwiczyła lądowanie na Gotlandii. Podobną operację czasowego wzmocnienia sił przeprowadzono również na Bornholmie przerzucając tam wyrzutnie rakietowe systemu HIMARS. Być może już niedługo pojawią się tam także wyrzutnie rakiet nadbrzeżnych NSM polskiej Morskiej Jednostki Rakietowej.
Wyeliminowanie zagrożenia militarnego ze strony Obwodu Kaliningradzkiego
Największym wyzwaniem dla państw NATO będzie niewątpliwie wyeliminowanie zagrożenia, jakie istnieje ze strony garnizonu rosyjskiego utworzonego przez Rosję w Obwodzie Kaliningradzkim. Sprawę ułatwi jednak fakt, że region ten w wyniku wojny w Ukrainie utracił swoje znaczenie i to na co najmniej kilkanaście lat.
Wcześniej Federacja Rosyjska uważała Obwód Kaliningradzki za strategicznie ważny ponieważ:
- Był to element kluczowy rosyjskiego systemu antydostępowego A2/AD (antiaccess/area denial) w regionie Morza Bałtyckiego, stanowiący m.in. swoisty system wczesnego ostrzegania i reagowania dla pozostałego obszaru Federacji Rosyjskiej;
- Był to region służący Rosji do projekcji siły i grożenia sąsiednim państwom, w tym przede wszystkim Szwecji, która nie będąc w sojuszach musiała się liczyć z rosyjskim atakiem;
- Region ten dawał możliwość wprowadzania zamieszania w Unii Europejskiej i NATO chociażby przez posiadaną możliwość tranzytu przez Litwę towarów i zaopatrzenia do Obwodu Kaliningradzkiego, jak również loty statków powietrznych wzdłuż granic państw natowskich (stąd częste angażowanie samolotów uczestniczących w akcji Baltic Air Policing).
Rzeczywiste znaczenie Obwodu Kaliningradzkiego dla Federacji Rosyjskiej obecnie drastycznie spadło. Oczywiście nadal istniejące tam baterie rakietowe stanowią zagrożenie dla ruchu morskiego na Bałtyku, jednak skuteczność ich oddziaływania znacząco spadła. Wojna w Ukrainie pokazała bowiem, że rosyjskie systemy przeciwlotnicze nie są w stanie obronić się przed atakiem najnowszej generacji systemów rakietowych a ich rakiety manewrujące są łatwe do zwalczania nawet z wykorzystaniem zestawów MANPADS. Daje to możliwość sąsiednim krajom natowskim do szybkiego reagowania i eliminowania zagrożenia precyzyjnym ogniem artylerii lufowej i systemów takich jak HIMARS (z terenu Polski i Litwy).
Co najważniejsze możliwości bojowe zgrupowania bojowego stacjonującego w Obwodzie Kaliningradzkim znacząco się zmniejszyły po pełnoskalowym ataku na Ukrainę 24 lutego 2022 r. O ile bowiem wcześniej szacowano, że w obwodzie tym przed tą agresją stacjonowało około 25 000 żołnierzy plus nieokreślona, choć duża ilość czołgów i pojazdów wojskowych, to obecnie te liczby są na pewno mniejsze, w tym szczególnie jeżeli chodzi o stany osobowe. Przypuszcza się również, że Rosjanie naruszyli znacząco zapasy amunicji dla najgroźniejszych systemów rakietowych „Iskander-M”.
Nie zmienia to faktu, że zagrożenie właśnie ze strony rakietowych pocisków rosyjskich będzie znacząco utrudniało normalne funkcjonowanie krajów natowskich na Morzu Bałtyckim. Zapobiec temu można poprzez prowadzenie ciągłego rozpoznania i zachowanie zdolności do natychmiastowej reakcji.
Trzeba przy tym pamiętać, że powyższe rozważania dotyczą działań lądowych, powietrznych i nawodnych. Otwarta jednak pozostaje sprawa okrętów podwodnych. Są to bowiem jednostki z zasady przygotowane do skrytego działania, które nie tylko mogą przerywać morskie linie komunikacyjne, ale w swoich najnowszych wersjach, również atakować cele lądowe rakietami manewrującymi system „Kalibr”.
Państwom NATO sprzyjają przy tym dwa czynniki: brak u Rosjan odpowiednich technologii i brak odpowiednich jednostek pływających. Bałtyk nie jest akwenem do skutecznego działania atomowych okrętów podwodnych. Rosjanie mogą więc tam wykorzystywać tylko jednostki z napędem diesel-elektrycznym, które w działaniach pod wodą są ograniczone wytrzymałością baterii akumulatorów.
Sprawę mogło by załatwić wprowadzenie na rosyjskie okręty napędu niezależnego od powietrza, jednak jak na razie prace Rosjan w tej dziedzinie nie zakończyły się sukcesem. Oznacza to, że rosyjskie okręty podwodne muszą okresowo (co 2-3 dni) się wynurzać by ładować swoje akumulatory i jest to niebezpieczny dla nich moment, kiedy mogą zostać zlokalizowane.
Po drugie Flota Bałtycka nie posiada nowych okrętów podwodnych, a stare nie są w dobrym stanie i nie są wyposażone w rakiety manewrujące. Dopóki więc Rosjanie nie przerzucą dodatkowych sił na Bałtyk to zagrożenie spod wody będzie praktycznie minimalne. Ponieważ wcześniej potrzeby Floty Bałtyckiej nie były traktowane priorytetowo, można sądzić, że przy obecnym kryzysie ta sytuacja się nie zmieni w ciągu najbliższych kilkunastu lat.
Chcąc być jednak na to przygotowanym kraje leżące nad Bałtykiem muszą posiadać skuteczne siły zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) wykorzystujące zarówno nawodne jednostki pływające i statki powietrzne jak i okręty podwodne.
Fot.: TVP Info