Polski Portal Morski
Aktualności Historia Inne

Bałtyckie lotniskowce nie zdążyły zmienić losów wojny

Gdyby Niemcom udało się zwodować cztery lotniskowce, losy II wojny światowej mogłyby potoczyć się całkiem inaczej. Na szczęście udało się skończyć tylko jeden, którego wrak spoczywa dziś w Bałtyku w okolicach Władysławowa.

Pewna anegdota głosi, że kiedy pojawia się możliwość konfliktu międzynarodowego w Gabinecie Owalnym Białego Domu jedno z pierwszych pytań brzmi – gdzie znajduje się nasz najbliższy lotniskowiec? Ta sytuacja, choć żartobliwa, ukazuje jednak znaczenie tego typu jednostek oraz ich siłę rażenia. W historii to one zmieniły bieg wojny (słynna bitwa pod Midway), a obecnie żaden konflikt nie może już obejść się bez tego typu okrętu.

W skład polskiej floty co prawda nigdy nie wszedł żaden lotniskowiec, ale pasjonaci morscy mogli obejrzeć w gdyńskim porcie tego typu jednostkę, kiedy to w 1998 roku na obchody 80-lecia naszej marynarki przypłynął HMS „Invincible”. Niewiele osób jednak wie, że już kiedyś podobna jednostka stacjonowała w Gdyni, a obecnie… spoczywa na dnie 55 kilometrów od Władysławowa.

Szykując się do wojny, hitlerowskie Niemcy zaczęły intensywnie rozbudowywać swoje wojska. Flota, w ramach „Planu Z”, miała otrzymać obok szeregu różnych jednostek również cztery lotniskowce. Już wtedy niemieccy sztabowcy zdawali sobie sprawę, iż wspólne akcje lotniskowców i pancerników na szlakach żeglugowych spowodują spore spustoszenie.

Pierwsze prace nad nowym typem okrętów ruszyły już w 1934 roku, ale prawdziwego rozpędu nabrały po militarnym zbliżeniu Rzeszy i Japonii. Za zaproszenie strony japońskiej do kraju Kwitnącej Wiśni udali się niemieccy konstruktorzy oraz oficerowie, którzy na własne oczy poznali szerokie możliwości operacyjne lotniskowców. Przełożyło się to na zmiany konstrukcyjne w niemieckich projektach. Wreszcie po licznych konsultacjach i negocjacjach w 1936 roku położono stępkę pod pierwszy z nowych okrętów, który nazwano „Graf Zeppelin”.

Według planów miał mieć wyporność przeszło 23 tysięcy ton, długość 257 metrów oraz osiągać prędkość blisko 35 węzłów. W skład jego lotnictwa pokładowego miały wchodzić głównie myśliwce i pewna liczba bombowców nurkujących. Początkowo prace posuwały się szybko – w grudniu 1938 roku w Kilonii w obecności Hitlera uroczyście zwodowano kadłub okrętu. Tempo prac wyraźnie zwolniło w roku 1940. Jak się okazało niemieckiej marynarce bardziej potrzebne były okręty podwodne i jednostki eskortowe, stąd też sprawa dokończenia lotniskowców schodziła zawsze na dalszy plan. Dodatkowo Hitler, po klęskach dużych okrętów, zaczął się zastanawiać czy w ogóle z nich nie zrezygnować.

Prace nad „Grafem” ostatecznie zawieszono, a okręt przeholowano do Gdyni, gdzie pełnił funkcję… pływającego magazynu. Wobec nieuchronnego konfliktu z Rosją Radziecką, jednostkę niebawem przeholowano do Szczecina, ale szybkie zmiany na froncie wymusiły rychły powrót do Gdyni. W tym samym czasie również Hitler zmienił swą decyzję i nadał projektowi lotniskowców najwyższą rangę, stąd też prace szybko ruszyły do przodu. Gdy wydawać by się mogło, że nic nie stanie na przeszkodzie jego ukończenia, ponownie zapadła decyzja o przerwaniu projektu i tak ukończony w 90 proc. okręt stał bezczynnie przy nabrzeżu. W kwietniu 1943 roku zapadła decyzja o przebazowaniu jednostki ponownie do Szczecina, gdzie ostatecznie zastał go koniec wojny. Opuszczając w pośpiechu miasto i port, Niemcy zdetonowali zainstalowane w maszynowni ładunki wybuchowe w efekcie czego jednostka osiadła na dnie.

Po zdobyciu miasta Rosjanie szybko przystąpili do niezbędnych prac remontowych, chcąc wyprowadzić okręt do ZSRR. Odbywające się jednak w tym samym czasie liczne spotkania dyplomatyczne przygotowały dla okrętu inny los. Zapadła bowiem decyzja o jego zatopieniu.

Przyczyn mogłoby być co najmniej kilka, ale najpoważniejszą jest chyba ta mówiąca o tym, iż Alianci obawiali się wzrostu potencjału militarnego ZSRR i dlatego nie chcieli, aby okręt wszedł w skład radzieckiej floty.

Do samego zatopienia jednostki doszło dopiero w marcu 1947 roku – to co się działo z ex-„Grafem” do tego czasu owiane jest tajemnicą. Podobnie jak i przyczyny jego zatonięcia. Jedne źródła podają, iż jednostka zatonęła podczas holowania, inne że stało się to w wyniku przeprowadzania prób odpornościowych na zainstalowane na pokładzie pociski (m.in. bomby 100 i 1000 kg czy też liczne pociski artyleryjskie). Na końcu dobito lotniskowiec torpedami.

Przez wiele lat nie było wiadomo gdzie ostatecznie lotniskowiec znalazł swój kres. 12 lipca 2006 roku Petrobaltic, prowadząc poszukiwania nad złożami roponośnymi na głębokości przeszło 80 metrów, znalazł duży wrak nierozpoznanej jednostki. Niedługo potem na miejsce przybył ORP „Arctowski” który przeprowadził dokładne badania wraku, które zakończyły się oficjalnym potwierdzeniem, że okrętem tym jest na pewno „Graf Zeppelin”.

Na koniec warto postawić pytanie co by było, gdyby Niemcom udało się zwodować cztery lotniskowce? Czy byłyby w stanie, podobnie jak na Pacyfiku, zmienić przebieg wojny? Wszakże odcięta od zaopatrzenia Wielka Brytania nie mogłaby zbyt długo się bronić. Są to niestety pytania, na które raczej nigdy nie uzyskamy jednoznacznej odpowiedzi.

źródło: trójmiasto.pl. art. sprzed 11 lat / fot. mat. german-navy.de

Zobacz podobne

Otwarcie nowej wystawy pt. „Archeologia lotnicza”

JJ

Sea Cloud Spirit ponownie w gdańskim porcie

KM

Foka szara spacerowała ulicami Władysławowa

KM

Zostaw komentarz

Ta strona wykorzystuje pliki cookie, aby poprawić Twoją wygodę. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuję Czytaj więcej

Polityka prywatności i plików cookie