Polski Portal Morski
Aktualności Historia

Polskie czołgi w „najgroźniejszym z portów”

Po 283 dniach od wylądowania na francuskim wybrzeżu w Arromanches 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka znowu stanęła nad brzegiem morza, tym razem było to niemieckie wybrzeże z perłą Kriegsmarine – bazą morską w Wilhelmshaven. To z niej wypływały wilcze stada U-Bootów, by siać zniszczenie wśród alianckich konwojów na Atlantyku.

Na przełomie kwietnia i maja 1945 roku czuć było już koniec wojny, ale wcale nie oznaczało to, że natarcia aliantów w głąb III Rzeszy zmieniły się w „wiosenny spacer”. Wręcz przeciwnie – Niemcy bronili się twardo i umiejętnie. Prawdziwymi mistrzami obrony byli niemieccy strzelcy spadochronowi, a to właśnie oni zagradzali drogę żołnierzom gen. Maczka w ich marszu ku brzegom Morza Północnego. Polska 1 Dywizja Pancerna jako składowa II Korpusu Kanadyjskiego z brytyjskiej 21 Grupy Armii otrzymała zadanie zajęcia pogranicza holendersko-niemieckiego i tamtejszych portów. Dla jednostki pancernej był to teren wybitnie niekorzystny – poprzecinany rzekami, kanałami i zalewami.

Wozy pancerne musiały więc posuwać się po wąskich groblach i mostach, a te obsadzone były przez grupy bojowe strzelców spadochronowych uzbrojonych w broń przeciwpancerną, w tym najgroźniejsze dla czołgów działa 88 mm. I to nie było wszystko, gdyż na drodze polskich czołgów znalazły się pola minowe, różnego rodzaju zapory lub po prostu zerwane mosty. Saperzy 1 Dywizji Pancernej mieli roboty co niemiara, a do walki ze spadochroniarzami szli przede wszystkim dragoni – z 10 Pułku Dragonów. To była dywizyjna awangarda. Kiedy dragoni wiązali walką spadochroniarzy i wykrywali stanowiska ich broni przeciwpancernej, do akcji wchodziły wozy pancerne i czołgi. I tak kilometr po kilometrze, wioska po wiosce wyglądał marsz polskiej dywizji w głąb Niemiec. Jak zapisano w dywizyjnej kronice, przerzucenie formacji z Bredy pod Hengelo kosztowało 136 000 galonów benzyny – było to największe zużycie paliwa na jej całym szlaku bojowym. A na przestrzeni od Bredy do Wilhelmshaven, czyli w ciągu 26 dni walk, zużyto 2025 t amunicji! Już to obrazuje, że bynajmniej nie był to „spacer”.

Zmiana planów

Pierwotnie jednak 1 Dywizja Pancerna wcale nie miała uderzać w kierunku Wilhelmshaven, lecz Emden. Po sforsowaniu kanału Küsten 19 kwietnia 1945 roku kolejne dziesięć dni upłynęło Polakom na oczyszczaniu z sił nieprzyjaciela bagnistego i pokrytego siecią kanałów terenu na południe od rzeki Ledy. Wspomagał ich w tym przydzielony dywizji batalion belgijskich spadochroniarzy. Dopiero zdobycie przez idącą od zachodu kanadyjską 3 Dywizję Piechoty miasta Leer i otwarcie dróg na kanałach wpływających do Ledy pozwoliło 1 Dywizji Pancernej ruszyć dalej. W międzyczasie jej dowództwo otrzymało rozkaz zmiany kierunku głównego natarcia: Emden mieli zdobywać Kanadyjczycy, a dywizyjne zgrupowanie 10 Brygady Kawalerii Pancernej po przekroczeniu Ledy miało ruszyć w kierunku Wilhelmshaven.

Polscy dragonii 27 kwietnia uchwycili przyczółki na Ledzie i kawaleria pancerna ruszyła wykonać zadanie. Przez kolejne dni Polacy toczyli ciężkie walki, a kiedy weszli w pas obrony portu w Wilhelmshaven, stały się one jeszcze bardziej zażarte. Niemieccy strzelcy spadochronowi i spieszeni marynarze nie zwracali uwagi nawet na komunikaty o śmierci ich Führera i upadku Berlina. 4 maja 10 Brygada Kawalerii Pancernej napotkała pod Halsbek tak zacięty opór, a przy tym dostała się w zasięg artylerii okrętowej z Wilhelmshaven, że jej Shermany musiały się zatrzymać i czekać na podciągnięcie dywizyjnej artylerii, która rozpoczęła pojedynek ogniowy z niemieckimi bateriami.

W mateczniku wilków

O godzinie 22.15 do polskiej dywizji dotarł rozkaz ze sztabu 21 Grupy Armii, by zaniechać działań ofensywnych oraz przerwać ogień ostrzału artyleryjskiego od godziny 8.00 5 maja. Tak te chwile wspominał major Marian Słowiński z 1 Pułku Pancernego: „W przeddzień [kapitulacji Wilhelmshaven – przyp. P.K.] załadowałem czołg – pełen amunicji, żywności, wody, możemy jechać dalej. Czołg załadowany, ciasno w nim, a tutaj rozkaz – nie wolno strzelać. Gdzieś między szóstą a siódmą rano odkręcam wieżę, lufę w kierunku na Wilhelmshaven, bo stoimy niedaleko, i całą amunicję sypię w tamtym kierunku. Wszystkie działa, nie tylko czołgowe, wszystko wali w kierunku Wilhelmshaven. Nawałnica straszna. Wyżywamy się. Godzina – nie przesadzę chyba, ale tak 7.50, z minutami – ucichło. Wszystko wystrzelałem, dwa naboje tylko zostawiłem. Ósma rano, koniec wojny”.

Tym „końcem wojny” 5 maja było w istocie zawieszenie broni, które wynegocjowali Niemcy z dowódcą 21 Grupy Armii marszałkiem Bernardem Montgomerym, a wspomniany ostrzał, który trwał dokładnie od 7.40 do 7.59, zarządził dowódca 10 Brygady Kawalerii Pancernej, płk dypl. Franciszek Skibiński – była to ostatnia w tej wojnie nawała artyleryjska 1 Dywizji Pancernej. Punktualnie o 8.00 płk Skibiński spotkał się z parlamentariuszem nieprzyjaciela – niemieckim majorem, z którym ustalił, że obrońcy portu pozostaną na stanowiskach i następnie będą składać broń przed Polakami oraz odchodzić na tyły jako jeńcy.

Podpisanie aktu zakończenia walk na tym obszarze nastąpiło w sztabie II Korpusu Kanadyjskiego w Bad Zwischenhahn. Tak opisał to gen. Stanisław Maczek: „Weszło 6 oficerów niemieckich. Gen. Erich von Straube, dowódca oddziałów armii między rzekami Ems i Wezerą, w towarzystwie lokalnego dowódcy marynarki wojennej, szefa sztabu i 3 dowódców odcinków wschodniej Fryzji. Weszli, ustawili się w rzędzie przed stołem, zasalutowali i stali na baczność. Jacyś inni niż ci brani na gorąco do niewoli, w pyle i kurzu bitwy, z emocjami bitwy niewygasłymi jeszcze na twarzy. Twarze ściągnięte i surowe, poza maską tą mogło się kryć wszystko i nic”.

Za Gdynię!

Gen. Maczek podkreślił, że Niemcom nie zezwolono na żadne dyskusje, przedstawiając twarde warunki kapitulacji. Jedna rzecz wywarła jednak wrażenie na niewzruszonych z pozoru oficerach niemieckich. Otóż kontrolę nad portem – „najgroźniejszym z portów”, jak go nazywali alianci – i rejonem Wilhelmshaven dowódca II Korpusu Kanadyjskiego gen. Guy Simmonds powierzył 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka. Polacy mieli 6 maja zająć i okupować „serce” Kriegsmarine! To był bolesny cios, zwłaszcza dla tych dowódców niemieckiej marynarki wojennej, którzy rozpoczynali wojnę od ataku na polskie Wybrzeże w 1939 roku…

Polskie czołgi z desantem piechoty na pancerzach wjechały do Wilhelmshaven deszczowym rankiem 6 maja. Jak zapisał kwatermistrz 1 Dywizji Pancernej mjr dypl. Jan Marowski, nad twierdzą i portem zawisły „biało-czerwone flagi na masztach, które dotychczas uginały się pod płachtami ze swastyką. Victory Day – to były końcowe wrażenia kampanii”. Przed Polakami kapitulowały dowództwa: twierdzy Wilhelmshaven, bazy Kriegsmarine i floty „Ostfriesland” nad Morzem Północnym oraz zgrupowania dziesięciu dywizji i ośmiu pułków piechoty. Do niewoli wzięto około 34 tys. oficerów i żołnierzy Wehrmachtu oraz Kriegsmarine. W porcie zajęto trzy krążowniki, 18 okrętów podwodnych i 205 innych jednostek pływających; zdobyto też 94 działa nabrzeżne i 159 dział polowych. Żołnierze mówili wtedy: „To odwet za Gdynię, za Westerplatte”, ale co charakterystyczne – nie było żadnych aktów zemsty na jeńcach czy ludności cywilnej. Czarne Diabły – jak ochrzcili polskich pancerniaków Niemcy, w odróżnieniu od ich Wehrmachtu i SS – ściśle przestrzegały konwencji międzynarodowych chroniących bezbronną ludność cywilną i jeńców.

Bibliografia
„1 Dywizja Pancerna w walce. Czarna Kawaleria gen. Maczka od Caen do Wilhelmshaven. Relacje dowódców i żołnierzy”, praca zbiorowa, Kraków–Warszawa 2013
E. McGilvray, „Marsz Czarnych Diabłów. Odyseja 1. Dywizji Pancernej generała Maczka”, tłum. J. Kotarski, Poznań 2006
J. Marowski, „Śladami gąsienic 1. Dywizji Pancernej”, Kraków–Warszawa 2014

źródło: https://www.polska-zbrojna.pl/ /fot: NAC, Odjazd czołgów Cromwell VII szwadronu sztabowego. Na czołgu z prawej od lewej: gen. Stanisław Maczek, rotmistrz T. Wysocki

Zobacz podobne

Rynek offshore: nawet 70 000 nowych miejsc pracy 

LK

Otwarte drzwi Politechniki Morskiej w Szczecinie

Daria Czaja

Pierwsza młoda focza pacjentka w tym roku w Stacji Morskiej w Helu

Daria Czaja

Zostaw komentarz

Ta strona wykorzystuje pliki cookie, aby poprawić Twoją wygodę. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuję Czytaj więcej

Polityka prywatności i plików cookie