Przed przyjściem do zespołu miałem trochę obaw. W końcu Szwecja nie należy jeszcze do NATO, więc na co dzień stosujemy nieco inne procedury. Okazało się jednak, że nie stanowi to większego problemu, jeśli chodzi o wspólną pracę – mówi por. James Pilcrantz, jeden z dwóch oficerów szwedzkiej marynarki odbywających służbę w SNMCMG1.
SNMCMG1 jest jednym z dwóch zespołów przeciwminowych NATO. Od początku lipca jego działaniami kieruje polski oficer, kmdr por. Piotr Bartosewicz, który do pomocy ma sztab złożony przede wszystkim z oficerów i podoficerów 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Polacy nie pracują jednak wyłącznie w swoim gronie. Szefem sztabu został Holender, a jednym z oficerów operacyjnych – Niemiec.
W tej grupie znalazło się też dwóch przedstawicieli szwedzkiej marynarki. – Dla nich to rodzaj praktyk. Ważny, bo Szwecja przygotowuje się do członkostwa w NATO – przypomina kpt. mar. Łukasz Koziarski, rzecznik SNMCMG1. Władze w Sztokholmie wniosek o akcesję złożyły ponad rok temu. Dokument taki muszą zatwierdzić wszystkie państwa członkowskie. Dotychczas nie zrobiły tego Turcja i Węgry, choć ich przywódcy niedawno deklarowali, że nastąpi to niebawem.
– Dla mnie służba tutaj to nowe doświadczenie. Nigdy wcześniej nie pracowałem w międzynarodowym zespole – przyznaje por. James Pilcrantz. I właśnie z tym, jak stwierdza, wiązały się jego główne obawy. – W sztabie na co dzień używamy angielskiego. Oczywiście znam ten język, ale mimo wszystko zastanawiałem się, czy nie napotkam pewnego rodzaju bariery komunikacyjnej. To przede wszystkim kwestia specjalistycznej terminologii – zaznacza.
Oficer zakładał też, że wpływ na jego pracę mogą mieć różnice w procedurach. – Te, których używa marynarka szwedzka, są zbliżone do natowskich, ale nie do końca z nimi tożsame – podkreśla. W podobnym tonie wypowiada się ppor. Carl Nordenborg. – U mnie do tego wszystkiego dochodziła jeszcze jedna rzecz. W marynarce służę dopiero od kilku miesięcy. Wielu rzeczy ciągle się uczę. Miałem poczucie, że służba w natowskim zespole to skok na naprawdę głęboką wodę – zdradza.
Oficerowie zgodnie przyznają jednak, że obawy okazały się płonne. – Różnice w procedurach są małe, nie stanowią więc praktycznie żadnej przeszkody, jeśli chodzi o wspólną pracę. W dodatku od samego początku wszyscy tutaj byli bardzo przyjaźni i pomocni. Na „Czernickim” (polski okręt dowodzenia, który podczas obecnej misji odgrywa rolę jednostki flagowej zespołu – przyp. red.) panuje świetna atmosfera. Do sztabu weszliśmy praktycznie z marszu – opowiada por. Pilcrantz.
Obydwaj Szwedzi pełnią funkcję dublerów polskich sztabowców. – Ja sam jestem kimś w rodzaju cienia oficera operacyjnego. Wspomagam go w codziennej pracy, staram się pozyskać od niego jak najwięcej wiedzy – wyjaśnia ppor. Nordenborg. – Biorę udział w planowaniu ćwiczeń w międzynarodowej obsadzie, wewnętrznych treningów w zespole, słowem, całej naszej aktywności na morzu – dodaje.
Por. Pilcrantz z kolei wspiera oficera walki minowej. – Moje obowiązki związane są z prowadzeniem wszelkich operacji przeciwminowych – tłumaczy. Oficer, z którym współdziała, analizuje wszelkie podwodne zagrożenia, które może napotkać zespół na danym akwenie. Potem przydziela okręty przeciwminowe do poszczególnych rejonów poszukiwań, tak aby w maksymalnym stopniu wykorzystać ich możliwości, wreszcie na bieżąco monitoruje ich działania.
Tak działo się chociażby podczas ćwiczeń „Sandy Coast” u wybrzeży Holandii. – Dla mnie było to dotychczas najbardziej interesujące doświadczenie tej misji. Choćby ze względu na skalę przedsięwzięcia i zadania przed nami postawione – podkreśla por. Pilcrantz. W manewrach wzięło udział kilkanaście okrętów, działały także wyspecjalizowane grupy nurków minerów z sześciu państw.
Sztab SNMCMG1 dowodził jedną z trzech grup zadaniowych, w której skład wchodziły jednostki z Niemiec, Kanady, Polski, Holandii, Belgii i Finlandii. Marynarze poszukiwali rozstawionych przez organizatorów min ćwiczebnych. O znaczeniu „Sandy Coast” mówi też drugi ze szwedzkich oficerów. Dodaje jednak coś jeszcze. – Ciekawym przeżyciem było także przejście przez Kanał Kiloński, który łączy Morze Północne z Bałtykiem. Jest to wąski akwen, tym samym ciekawy nawigacyjnie. Pokonanie go wymaga od nawigatorów dużej uwagi – zaznacza ppor. Nordenborg.
Kiedy rozmawialiśmy, SNMCMG1 przygotowywał się już do kolejnych ćwiczeń. Kilkadziesiąt godzin później zespół wyszedł z Rygi na Bałtyk, by wziąć udział w manewrach „Northern Coasts”. – Czego się po nich spodziewam? To przedsięwzięcie znacznie większe niż „Sandy Coast”. Sztab obejmie dowództwo nad trzema grupami okrętów. W strukturze dowodzenia wskakujemy o szczebel wyżej, w odróżnieniu od „Sandy Coast” będziemy też poszukiwać prawdziwych min – pozostałości po ostatnich wojnach, których na Bałtyku ciągle jest całkiem sporo. Znów więc spróbujemy czegoś nowego. Na pewno czeka nas ciekawy czas – nie ma wątpliwości por. Pilcrantz. I dodaje, że obecność szwedzkich oficerów w SNMCMG1 ma dla jego kraju duże znaczenie.
– Pokazuje, że właściwie jesteśmy niemalże częścią NATO. Nasze siły zbrojne są do tego już dobrze przygotowane, tak że członkiem Sojuszu moglibyśmy się stać z dnia na dzień. Wszyscy na to czekamy – podkreśla. Zgromadzoną w zespole wiedzę szwedzcy marynarze będą mogli przekazać w swoich jednostkach. Przede wszystkim jednak, jak zgodnie powtarzają, jest to ogromna szansa dla nich samych. – Obydwaj jesteśmy na początku naszych karier. Na co dzień służę na niszczycielu min typu Koster. Stanowisko objąłem ledwie półtora roku temu. A taka misja to solidny fundament, jeśli chodzi o kolejne lata służby. Zwłaszcza że tutaj naprawdę mamy się od kogo uczyć – podsumowuje por. Pilcrantz.
źródło: https://www.polska-zbrojna.pl/ / fot. SNMCMG1